literature

Invicto - Rozdzial II

Deviation Actions

BioHermistry's avatar
By
Published:
242 Views

Literature Text

ROZDZIAŁ II

Oczami Marissy:

Wakacje... Czyż to nie piękny okres? Możesz odpocząć... Czytać... I dokuczać pracującym sąsiadom!
Jestem Marissa Black, zwyczajna piętnastolatka o długich czarnych włosach i naturalnie białych końcówkach. Naturalnie białe końcówki wykluczają zwyczajność, co? Zgadza się , nie jestem normalna. Mam wielkie, szmaragdowe oczy i jestem Smokiem. Tak, Smokiem. Jak wychodzę na jazdę konną albo postrzelać z łuku w lesie zakładam białą maskę, która ma trzy szmaragdowe szramy.
Tego dnia, przed wyjazdem na obóz letni dla wszelakich Istot, z samego rana, o piątej wstałam z łóżka. Mieszkam w małym, malowniczym miasteczku, niedaleko oceanu. Plaża jest śliczna! Rano właśnie się tam wybrałam.
- Ogniopluj?! Idziesz ze mną? - wykrzyknęłam.
Kto to Ogniopluj, pytacie się pewnie. Mój Smok, Norizan. Bardzo mały. Elwirii, mojego wilka, się nie pytałam, bo wiedziałam, że i tak za mną pójdzie.
Griffin (Ogniopluj) wskoczył do mojego martensa. Mimo upału nosiłam moje kochane, ciężkie buty.
Narzuciłam na siebie czerwoną bluzkę na ramiączka z zielonym Smokiem na piersi i krótkie, dżinsowe spodenki.
Kiedy dotarłam na plażę i usiadłam na drzewie, które wisiało nad wodą, Elwiria i Ogniopluj musieli to wykorzystać; dwójka tych zwierzaków po prostu zrzuciła mnie do słonej wody.
- Ej! - wykrzyknęłam głośno.
Elwiria zaczęła głośno szczekać, a Ogniopluj ział ogniem, kichając głośno nosem.
Wydostałam się z wody i związałam moje mokre teraz włosy w wysoką kitkę. Położyłam się na kocu i zaczęłam się opalać. Wakacje...
Usłyszałam głośne chichoty dochodzące z wody. Zdziwiona podniosłam głowę. Na dwóch skałach siedziały dwie syreny. Poznałam je od razu; to były Zadarta i Nosek. Nie wiem jak naprawdę się nazywają, ale są rasistami i mają zadarte nosy.
- Czego tu szukasz, przybłędo?! - wykrzyknęła Zadarta; ta z fioletowymi włosami.
- Spokoju... - odparłam, przymykając oczy.
- Smoki zawsze są takie głupie... - warknęła Nosek, zarzucając swoje złote włosy do tyłu. - Zawsze przylatują nie tam, gdzie trzeba.
Poczułam groźbę w jej głosie, więc podniosłam swoją głowę, przymykając szmaragdowe tęczówki, żeby mnie nie raziło słońce.
Nosek trzymała za szyję Ogniopluja.
"Tego już za wiele..." - pomyślałam, gwałtownie wstając.
Oczy mi pociemniały, wyrosły mi skrzydła, powiększałam się i zielone łuski pokrywały moje ciało. Po chwili stałam przed syrenami jako średniej wielkości Smok i miałam zdeterminowanie w oczach. Miałam ochotę je zabić.
- Oddajcie. Mi. Griffina. - Warknęłam gardłowo.
Wystraszone puściły Norizana, a ten natychmiast wypluł w ich stronę ognistą kulę. W jednej sekundzie te nędzne kreatury zniknęły.
- Wracamy na śniadanie - odgarnęłam kosmyki czarnych włosów.
Elwiria i Ogniopluj posłusznie za mną polecieli.
***
W domu, w jadalni, spotkałam już mojego przyjaciela, Aleksa. Jego sfinks, Piesek, siedział na stole i wygłaszał mowy o Einsteinie.
Mieszkam w małej leśniczówce z Aleksem i Babet. Dobrze czujemy się w swoim towarzystwie...
- Niedługo wyjeżdżasz na obóz, co? - westchnął zrezygnowany Alex, przerywając tym samym Pieskowi.
- Dzisiaj - odparłam, nakładając sobie na talerz bekon i nalałam sobie multiwitaminę. Byłam wykończona przemianą.
Po minucie ciszy do jadalni zbiegła Babet, moja przyjaciółka od serca.
- Musisz jechać? - zaczęła od razu Babet z ponurą miną.
- Kochana... Chyba dacie sobie radę? - zachichotałam.
- No jasne! - Alex i Babet odpowiedzieli w tym samym czasie.
Babet wyjęła ze swojej skórzanej torby, podobnej do mojej, wielką księgę, którą znalazłyśmy kiedyś na strychu. Następnie wyjęła mniejszą, z brązową, skórzaną okładką i gwiazdkami wyszytymi złotymi nićmi wokół tytułu, który głosił "Smoki i ich łupy".
- To dla Ciebie, żeby Ci się nie nudziło na tym całym obozie - zachichotała Babet, podając mi mniejszą z książek.
Uśmiechnęłam się pod nosem, sięgając po moją torbę. Wyjęłam z niej drewnianą różdżkę, wokół której z żelaza wygrawerowana była jaszczurka. Różdżka należała do mnie. Potem wyjęłam dwie małe książeczki, z zaklęciami i drugą różdżkę; zrobioną z malinowego drewna ze złotym Smokiem. Obie różdżki były bardzo do siebie podobne. Tak samo jak książki z zaklęciami.
- To dla Ciebie - podałam Babet malinową różdżkę i nowszą z książek. - Żebyś w końcu mogła nauczyć się zaklęć - uśmiechnęłam się.
- A o mnie zapomnieliście?! - oburzył się Alex. - Ani jedna, ani druga nie dała mi nic!
Westchnęłam. Wyjęłam wielkie tomisko dla Pieska, który bardzo ucieszył się z prezentu.
- A dla Ciebie... - zaczęłam z Babet w tym samym czasie -..mamy to! - dałyśmy mu nowy łuk i strzały.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - Alex rzucił się na nas, przytulając nas mocno.
- Alex. Udusisz. - Wydusiłam z siebie.
- A, no tak. Sorka - uśmiechnął się przepraszająco, puszczając nas.
- Okej... To ja jadę. Pa! - przytuliłam mocno moich najlepszych przyjaciół i niepocieszona wylazłam z leśniczówki.
W małej sakiewce na szyi i skórzanej torbie miałam wszystko. Za mną wyszli Elwiria i Ogniopluj.
Szybko teleportowałam się pod autobus.
Podeszłam prędko do kolesia, który miał na piersi tabliczkę z napisem "Stan".
- Imię i nazwisko? - zapytał jak tylko podeszłam, strasznie znudzonym tonem.
- Marissa Black - odpowiedziałam beznamiętnie.
- Wiek?
- Piętnaście - odparłam, rozglądając się nerwowo dokoła.
- Rasa?
- Smokokrevitis - odpowiedziałam, patrząc na paznokcie.
- Od kiedy? Kontrola nad przemianą?
- Od 11 lat. Zależy... - dalej patrzyłam na paznokcie.
- Zademonstruj jakąś umiejętność - powiedział beznamiętnie Stan.
Odsunęłam się od Stana na parę metrów od Stana i prędko zamieniłam w Smoka.
Miałam zielone łuski, złote oczy i czerwone kolce. Zionęłam ogniem.
Stan wpatrywał się we mnie zdziwiony.. Zamieniłam się z powrotem człowieka.
- Uczyłam się w Hogwarcie, więc jestem także czarownicą - dokończyłam.
- D-dobrze... - ożywił się lekko. - Zwierzęta?
- Tak... - mruknęłam. - Norizan i wilk.
- Okej... To tyle. Właź - Stan odsunął się trochę, żeby mnie wpuścić.
Szybko weszłam. Miałam przecież ze sobie tylko skórzaną torbę i małą sakiewkę, która wisiała na mojej szyi, na sznurku. To mało, nie?
Zostało jedno wolne miejsce obok dziewczyny z brązowymi włosami i pasemkami i niebieskimi oczyma.
-Mogę tutaj usiąść?-zapytałam się dziewczyny.
Dziewczyna otworzyła oczy i wyjęła słuchawkę z ucha. Jej pies (zgaduję) na mnie warczał, a dziewczyna zaczęła mi się przyglądać.
-Jasne-powiedziała i zabrała swoje rzeczy z siedzenia. Pies brązowowłosej zauważyła zachowanie właścicielki i uspokoiła się.
Chwilę potem kierowca autokaru zwrócił się w naszą stronę i zaczął mówić:
-Jak widzę, wszyscy już dotarli i usiedli na miejscach, więc powinniśmy wyjechać bez żadnych opóźnień. Jednak musimy ustalić sobie, co można a czego nie można robić podczas jazdy. Możecie jeść, pić, rozmawiać ze sobą, byle nie za głośno, grać, czytać i tak dalej. Zabronione jest latanie bądź lewitowanie, spacerowanie po autokarze podczas jazdy, rzucanie przedmiotami, przeklinanie, hałasowanie, prezentowanie umiejętności na kimś lub w sposób, który mógłby zakłócać moją pracę oraz inne tego typu zachowania. Mam nadzieję, że się dostosujecie do tego i nie będę musiał nikomu zwracać uwagi. To tyle z mojej strony, dziękuję. Życzę przyjemnej jazdy.
Po tej przemowie wrócił na swoje miejsce za kierownicą i po chwili ruszyliśmy. Pies wskoczył na kolana niebieskookiej i pomachały do swojej rodziny. Zastanawiałam się co teraz robią Babet i Alex...
Jak tylko usiadłam przy nieznajomej, kierowca zaczął coś mówić, ale tak szczerze mało mnie to obchodziło.
- Ty też na obóz, co? - zagadała mnie dziewczyna.
- Niestety... - westchnęłam.
- Czemu "niestety"? Nie lubisz wyjazdów za miasto, gdzieś w plener? - zapytała mnie zdziwiona.
- Boję się, że moi przyjaciele nie poradzą sobie sami... - odparłam.
- Moi raczej sobie poradzą... Przecież radzili sobie zanim mnie poznali... - dziewczyna zapatrzyła się w przestrzeń za oknem.
- No okej... Ja znam Babet od urodzenia... Aleksa też. Bezpieczniej mieszkać ze Smokiem niż we dwójkę, nie? - zapatrzyłam się tępo przed siebie.
- Ze Smokiem? - zapytała lekko zdziwiona. - Mówisz o tym małym, czy o jakimś innym? - wskazała na Ogniopluja, który dalej siedział na moim ramieniu.
- Mówię o sobie... - uśmiechnęłam się lekko. - Jestem Smokokrevitis...
-Serio? Ale super...możesz zmieniać się w smoka...
-A ty czym jesteś?
-Ja jestem pół-duchem, czyli człowiekiem z mocą ducha.
-Też masz fajnie. Możesz się przemieniać?
-No jasne, że mogę. Na obozie na pewno nieraz zobaczysz mnie jako ducha.
-Myślisz, że będzie ciekawie na tym obozie?
-Na stówę. Sprawdzałam w internecie plan i oprócz zajęć i treningów mamy mieć wycieczki do lasu lub w góry, konkursy sprawnościowe, dyskotekę, projekcje filmów wieczorami, wypady w miasto, ogniska...
-Ja za to czytałam, co mają w ofercie hotelu. Wiesz co? Oni mają tam basen, ba, cały aquapark ze zjeżdżalniami i jacuzzi, duże boisko, kort tenisowy, halę sportową, park linowy, plac zabaw, bibliotekę, małe kino...jest gdzie iść.
-Ta...jedno jest pewne: nie będziemy się nudzić. Oh, nawet się nie przedstawiłam. Nazywam się Heather Tanveris, a to jest Kira-Heather, jak się przedstawiła pokazała na psa, który patrzył na mnie kpiąco.
-Ja jestem Marissa Black, możesz mi mówić Maska. To są Elwiria i Griffin lub inaczej Ogniopluj-powiedziałam i pokazałam kolejno moje zwierzęta.
-Znasz stąd kogoś?
-Nie, a ty? - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Też nie. Może...jak przyjedziemy na miejsce, zapytamy, czy możemy mieć razem pokój...co ty na to? - zapytała z zapałem Heather.
-Możemy mieć razem, oczywiście-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się po raz kolejny.
W autokarze działo się... dużo rzeczy na raz. Najpierw jacyś chłopcy z kozimi rogami przed nami grali w karty z dziewczyną. Za nami czarodziej, dokładniej mag zaklęć, jak rozpoznałam, bawił się kolorowymi iskierkami, a wampir patrzył na nie ze zdziwieniem.
Z przodu siedziały dwa elfy płci żeńskiej. Wyłapywałam pojedyncze słowa z ich języku, ponieważ nie raz słyszałam jak Alex coś do siebie mamrotał albo pisał po elficku.
Na samym końcu siedział centaur, który zajmował trzy siedzenia i rozwiązywał krzyżówkę, obok niego siedział wilkołak, dość młody, który czytał książkę. Wilkołakowi jakiś kot próbował wyrwać z rąk książkę, przez co owy wilkołak prawie cały czas warczał.
Mały cerber próbował złapać szczura o białej sierści.
Niedaleko nas kłóciły się dwa demony, wodny i ognisty, ktoś dyndał na suficie, ktoś inny żonglował monetami, pod sufitem śmigały kule energii i śnieżki, ktoś rozsypał chipsy i zwierzaki się na nie rzuciły (w tym Kira oraz Elwiria i Griffin)... i to coś trwało przez kilka godzin.
W końcu dotarliśmy do obozu, a ja i Heather dostałyśmy wspólny pokój. Na stówę będzie fajnie...
Podczas pewnej rozmowy, kiedy to wszystko co złe się zaczęło, Heather powiedziała, że ,,to nie koniec świata". Nawet nie wiedziałyśmy jak strasznie się wtedy myliła...


Po udanym obozie dla Istot wszelakich... no cóż; postanowiłam powrócić do domu.
Kiedy znalazłam się na przedmieściach mojego małego miasta, zauważyłam, że jest dziwnie cicho.
,,Cisza przed burzą..." pomyślałam, przechodząc prędko przez ponure teraz uliczki.
Byłam już w Naszym Lesie; Naszym, czyli moim, Babet i Alex'a. Za mną stąpała Elwiria, która ciągle warczała, a Ogniopluj skrył się w moim bucie.
Stanęłam przed.. ruiną leśniczówki. Przed ruiną mojego domu, który jeszcze płonął.
Zaczęłam biec. Biegłam ile sił w nogach.
- BABET! ALEX! PIESEK! - zaczęłam się drzeć, ze zrezygnowaniem odrzucając wielkie kawałki drewna i mebli. - Babet, Alex, Piesek... - szeptałam zdruzgotana, siadając pod drzewem.
Schowałam głowę w ramionach. Gdzie moja ,,rodzina"? Nagle, na jednym z drzew, spostrzegłam wyryty znak.
,,D.E.M.O.N.Y." od razu przeleciało mi przez głowę.
- To oznacza wojnę... - syknęłam wojowniczo.
W kolejnej sekundzie miałam na sobie brązowe, długie spodnie, limonkową bluzkę i ciemno-zielony płaszcz. W ręce trzymałam łuk, a przez biodra miałam przewieszony kołczan ze strzałami.
Torbę miałam ukrytą w mojej sakiewce, jak zresztą prowiant i wszystkie ważne dla mnie pozostałości domu.
Na wierzchu tego wszystkiego, w sakwie, w torbie były wszystkie moje, Babet i Alex'a książki. Wiedziałam, że oni żyją. Musieli.
Ze łzami w oczach odwróciłam się od ruiny leśniczówki i teleportowałam się gdzieś z Ognioplujem i Elwirią.
Spostrzegłam ciemną postać. Zaczęłam biec w jej kierunku... Znałam ją skądś... To była...
Kolejny rozdział "Invicto", napisany przez ~Carino66
Jednak warto pisać dalej, nawet jeżeli prawie nikt nie czyta...co tam, przynajmniej ja i Carino mamy jakieś twórcze zajęcie XD

Invicto and characters (c) ~Carino66 & ~HermiTheHusky
Chapter II (c) ~Carino66
© 2013 - 2024 BioHermistry
Comments37
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
AgraelLPS's avatar
"Jego sfinks, Piesek, siedział na stole i wygłaszał mowy o Einsteinie. "-Takiego zdania jeszcze nigdy nie słyszałam xDDD Sfinks o imieniu Piesek gadający bzdury o Einsteinie???!!!x'D
"Odsunęłam się od Stana na parę metrów od Stana i prędko zamieniłam w Smoka. "-Czy tylko mi się to wydaje,czy W TYM ZDANIU JEST COŚ NIE TAK?...Bo jeśli tylko mi się tak wydaje,to chyba jestem dziwna xDDD
"Uczyłam się w Hogwarcie, więc jestem także czarownicą"-Nie ma to jak nawiązania do innych książek x'D Poznała Harry'ego?<D
Reszta super,~Carino66 równie fajnie pisze,z tym,że opisuje mniej,ale z większymi szczegółami >u<